Czy „Wielki Projekt” i "Wielkie Pieniądze" uratują Polskę?
Jak wyraził się ów polityk „(...) przeznaczymy jeden bilion i czterysta miliardów na inwestycje, na uruchomienie polskiego kapitału prywatnego i infrastrukturę, na różne dziedziny życia gospodarki, na odnowę gospodarki morskiej, na rozwój różnych regionów”. Idea może brzmieć niezwykle zachęcająco i atrakcyjnie, jednak zakładając, że projekt budżetu na przyszły rok szacuje wpływy na 297 mld zł, trudno nie zadać pytania o źródła finansowania projektu wartego prawie półtora biliona złotych. Pytanie to, w kontekście zmasowanej nagonki na nowy rząd, kierowanej ze strony mediów mainstreamu oraz nadskakujących im polityków obecnej opozycji, może się wydawać wyświechtane i nudne, jednak inne naprawdę nie przychodzi do głowy.
Inny polityk partii rządzącej, zajmujący w obecnym gabinecie ważne stanowisko ministerialne, stwierdził niedawno, że dla rozwoju gospodarki najważniejsze są pieniądze. „Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze” - powiedział, dodając, że odwiedził niedawno jeden z bazarów w środkowej Polsce i spotkał tam starszą kobiecinę handlującą warzywami, która od rana do godzin południowych nie zdołała niczego sprzedać. Zapewne przyczyna takiego stanu rzeczy leży po stronie konsumentów – gdyby mieli więcej pieniędzy pewnie dokonaliby zakupów u owej kobiety na bazarze. Ale tej wypowiedzi polityka również nie towarzyszyło wyjaśnienie skąd te pieniądze mają się wziąć. Czy mają one pochodzić z oszczędności, z wieloletniej kumulacji kapitału czy też może raczej...
I tu jest chyba pies pogrzebany. Otóż z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że te magiczne pieniądze wygeneruje rząd. Ale z czego może wygenerować półtora biliona skoro roczne wpływy do budżetu wynieść mają niecałe trzysta miliardów? Prawdopodobnie odbędzie się to wszystko kosztem dalszego zadłużania Polaków, co z czasem przełoży się na wzrost ogólnych kosztów życia. Minister finansów w nowym rządzie już zapowiedział zwiększenie deficytu, jednak i ten deficyt nie będzie w stanie pokryć kosztów tego wielkiego rządowego projektu nawet wówczas, gdyby był on rozłożony na kilka lat.
Pogląd, iż jakiekolwiek inwestycje powinny być realizowane w oparciu o wieloletnie prywatne oszczędności, również kredyt, na który składają się zdeponowane w bankach środki ludzi, u polityka planującego „Wielki Projekt” może wzbudzić jedynie wzgardę i pytanie: „A skąd ludzie mają mieć te oszczędności, skoro każdego miesiąca ledwo wiążą koniec z końcem?”. No właśnie... Uczciwa i szczera odpowiedź na to pytanie mogłaby zaoszczędzić nam kolejnych rozczarowań. Miejmy nadzieję, że rządzący teraz Polską przynajmniej spróbują tej odpowiedzi poszukać, bo czas nieubłaganie ucieka.
Paweł Sztąberek
Operator serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.