Tańsze paliwo pod choinkę
Cena benzyny na stacjach może w wyniku obecnych zmian obniżyć się do 4 złotych. Pytanie, na jak długo? I nie chodzi mi o to, czy ropa nie zdrożeje z powrotem, bo to akurat jest mało prawdopodobne.
W cenie litra benzyny połowa to podatki. W takim razie spadek cen to również spadek wpływów do budżetu, zwłaszcza z VAT. Wzrost zużycia może tego nie skompensować, gdyż paliwa, choć tanieją, są nadal drogie i nadal będziemy ich oszczędzać.
Rząd zechce to sobie odbić, podwyższając podatki. Co więcej, w sytuacji przerostu wydatków rządowych i dotkliwego deficytu budżetowego, może sobie władza pomyśleć, że skoro ludzie godzili się na benzynę między 5 a 6 złotych, a teraz mają o złotówkę mniej, to można po prostu podnieść akcyzę i przywrócić dawną cenę, zasilając wiecznie głodny budżet. Nie takie rzeczy wyborcy PO już znieśli. Można się spodziewać, że z tego powodu paliwa zdrożeją z powrotem, a przynajmniej że spadek cen będzie sporo mniejszy, niż by to wypadało ze spadku cen ropy w świecie. Albo że niższe ceny potrwają tylko do wyborów parlamentarnych…
Ten światowy spadek cen też wymaga zastanowienia. Zadecydowała o nim mafia producentów znana jako OPEC. Komentarze polskie na temat skutków decyzji często akcentują, że straci na niej Rosja i że jest to środek nacisku na nią. Przypomina się sytuacja z 1986 roku, kiedy nadprodukcja w Arabii Saudyjskiej obniżyła cenę ropy, co pogorszyło sytuację ZSRR i być może przyspieszyło decyzję o zmianie systemu.
I się niezbyt mądrze cieszymy. Tymczasem oznacza to też drażnienie Rosji, a my z nią graniczymy. Na razie największe straty z tytułu tak zwanych sankcji ponosi Polska, czego UE oczywiście nie rekompensuje, lecz rzuca jakiś ochłap i dużo gada.
Następnie, Rosja wcale nie jest w specjalnie złej sytuacji gospodarczej. Od lat ma budżet i system podatkowy w stanie lepszym od Polski. Z wpływów za ropę 60 procent lokowała na Zachodzie, spadek cen może sobie łatwo skompensować redukcją tych lokat (i zaczyna to czynić). Ma też dzięki nim spore rezerwy szacowane na prawie 600 mld dolarów.
Doraźnie najwięcej kłopotów będzie miał marnotrawny lewacki rząd Wenezueli i sponsorowana przezeń Kuba (wie o tym, skoro nawiązała stosunki dyplomatyczne z USA). Nie o to jednak OPEC chodziło. Kraje naftowe dbają o przyszłe zyski. Przy cenie 40 dolarów za baryłkę ropy nadal dużo zarobią, a utrącą konkurencyjne inwestycje w ropę i gaz z łupków. A to nie jest dla Polski dobry znak.
Tańsze paliwa to również mniejsze zapotrzebowanie na węgiel, skoro taniej będzie spalać ropę. Za tym pójdzie spadek cen. Dobrze dla tych, który kupują parę ton na zimę, ale przy olbrzymim i bez tego deficycie naszych kopalni może dojść do tego, że zyski kraju ze spadku cen ropy mogą przejąć górnicy, którzy wymuszą kolejne dotacje i ulgi. Nie widać bowiem perspektyw na ruszenie tego, co w przemyśle węglowym powoduje największe straty. Powoduje je biurokratyczna czapa oraz nieudolne i najpewniej skorumpowane zarządy. Z dodatkiem paru całkowicie nieopłacalnych kopalni.
Oszczędność, jaką przyniesie globalny spadek cen ropy, mogą więc przejeść rozmaite pasożyty.
Michał Wojciechowski
Michał Wojciechowski - profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Przewodniczący Rady Programowej Fundacji PAFERE. Przedruk tekstu dozwolony wyłącznie za podaniem źródła w postaci aktywnego linku do strony www.pafere.org.
Operator serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.